Jeden z muzyków opowiedział historię swojego uzdrowienia. Miał raka jelita grubego i ten nagle zniknął. Gitarzysta zachęcił przechodniów do oddania swojego życia i problemów Bogu. Pierwsza ręka, która się podniosła, należała do jednego z naszych wolontariuszy – miłego, uśmiechniętego i bardzo lubianego chłopaka o imieniu Łukasz, który zdradził nam swój problem:
– W mojej głowie rozwinął się rak. Guz ma na tę chwilę 1,5 cm wielkości i jest złośliwy. Wiadomość otrzymałem pięć dni temu – nic więcej nie mówił. Uśmiechał się delikatnie i czekał. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Kłębiły się pytania i niezgoda na ten stan rzeczy. – Za dwa dni mam konsultację medyczną dotyczącą stopnia złośliwości guza i dobrania metody leczenia. Proszę o modlitwę – dodał. Zaczęliśmy się modlić z wiarą i radością. Przyszedł Boży pokój. – Nie bój się bez względu na wszystko. Bóg jest dobry! – powiedzieliśmy i przytuliliśmy go.
Tydzień później spotkaliśmy się ponownie. Łukasz powiedział, że chce powiedzieć coś przez mikrofon. Przed dziesiątkami słuchaczy na ulicy zaświadczył:
– Tydzień temu miałem w mojej głowie raka. Mam dokument, który stwierdza i opisuje mój przypadek. Tydzień temu, tutaj na ulicy, modlono się o mnie, Poytem byłem na komisji lekarskiej, która skierowała mnie na kolejne badania. Okazało się, że guz zniknął. Nie ma go. Mam dokument, który to potwiedza. Jestem zdrowy! Czuję się świetnie. Nasz Bóg jest cudowny!