Teofil jest czterdziestoletnim mężczyzną, któremu na pierwszy rzut oka niczego brakowało. Był zdrowy, inteligentny i wykształcony. Z drugiej strony przy każdym spotkaniu wyglądał na smutnego i umęczonego. Powód jego zmartwień przez całe miesiące pozostawał tajemnicą dla niego oraz dla mnie, który próbowałem mu pomóc. Kiedy się spotykaliśmy natychmiast zaczynał mówić i mówił bez przerwy przez godzinę, dwie, trzy, zawsze o tym samym – o tym jak bardzo cierpi i że dłużej już nie da rady. Błagał o pomoc. Nie było jednak wiadomo co mu dolega i jak się z tym rozprawić. Chodził na spotkania domowe i do kościoła. Modliliśmy się o niego, ale nic się nie zmieniało. Mówił, że smutek go zabija, że marzy o śmierci. Trudne były te rozmowy dla mnie i innych, którzy mieli z nim do czynienia. Kilka razy był u psychiatry, ale żaden z nich nie potrafił mu pomóc. Teofil jest szczęściarzem, bo ma swoje mieszkanie bez kredytu. Wydawało się, że ma wszelkie warunki, aby być szczęśliwym. Jednak nie był. Nienawidził swojego domu. Wszędzie czuł się źle, a w nim jeszcze gorzej. Teofilowi poprawiało się na chwilę kiedy zabierałem go na spotkania Kościoła Ulicznego. Tam pomagał ludziom. Po powrocie jednak znowu zaczynały niekończące się opowieści o cierpieniu. Błagał wzrokiem, abym potwierdził, że go rozumiem. Nie rozumiałem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie prosząc o spotkanie. Był na skraju wytrzymałości. Od wielu dni nie spał i nie jadł. Był strzępkiem człowieka. Na moich oczach umierał. Wsiadłem w samochód i pojechałem do niego. Spotkaliśmy się na parkingu przy torach kolejowych. Znowu zaczął wylewać zawartość swojej duszy.
– Dość! Przestań mówić! – przerwałem mu stanowczo. – Mówisz te same rzeczy od miesięcy i nic się nie zmienia. Zrób miejsce dla nowych myśli. Teraz będziemy się modlić i czytać obietnice biblijne. Będziesz wsłuchiwał się w słowa Boga i tylko nimi będziesz napełniał swój umysł.
– Dobrze – powiedział.
Przez kolejną godzinę modliliśmy się na zmianę i czytaliśmy wersety. Teofil wyrażnie się uspokoił. Jego twarz się rozjaśniła. Powiedział, że czuje się znacznie lepiej. Podziękował za spotkanie i poświęcony mu czas.
Tydzień temu, podczas spotkania Kościoła Ulicznego, powiedział, że od tamtej modlitwy wszystko zaczęło się zmieniać. Zaczął się wysypiać. Zaczął jeść. Zaczął się cieszyć. Pojawiła się radość i plany życiowe.
– Wiesz, w piwnicy zrobiłem sobie wartsztat. Spędzam tam całe godziny. Kocham to miejsce, w którym mogę majsterkować. Polubiłem nawet moje mieszkanie, a najbardziej kuchnię. Kupiłem sobie kilka dobrych herbat w sklepie z herbatami. Piję je i jestem szczęśliwy. Czuję przy sobie Bożą obecność, Jego łaskę i akceptację. To niesamowite uczucie. Od dawna nie byłem tak zrelaksowany.
W ciągu ostatnich tygodni Teofil jeszcze kilka razy wpadał w stare koleiny przygnębienia. Jednak sam, bez niczyjej pomocy, umiał z nich wyjść. – Jestem Bożym dzieckiem. Jak można być smutnym skoro ma się takiego Tatę? Dziękuję Bogu, że mnie uratował – powiedział się uśmiechnął.
„Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12,2).