Pod wieczór robiłem zakupy w jednej z odzieżowych sieciówek w dużej galerii handlowej w centrum Gdańska. Wyłożyłem wybrane rzeczy na ladę, a elegancka, uśmiechnięta pani sprawnie je podliczyła. W jej głosie wyczułem lekki akcent.
– Kijów? – zapytałem i spojrzałem na nią badawczym wzrokiem.
– Nie. Zachodnia Ukraina – odpowiedziała i czekała na mój ruch.
– Bardzo mi przykro z powodu tego, co dzieje się w waszym kraju – próbowałem nawiązać do tego, czym wszyscy ostatnio żyjemy. Kobieta momentalnie wybuchła płaczem.
– Przepraszam za moje zachowanie. Tak bardzo mnie te wydarzenia bolą. Tak bardzo boję się o moją rodzinę, która tam została. Ta cała sytuacja jest taka straszna. Przytuliłem ją przez ladę, a ona dała się przytulić. Na szczęście sklep był pusty.
– Wszyscy wokół bardzo przeżywamy to, co tam się dzieje. Przed chwilą byłem w kościele. Trzydzieści osób przez ponad godzinę modliło się gorliwie o pokój na Ukrainie, mądrość dla przywódców, bezpieczeństwo dla mieszkańców.
Kobieta płakała jeszcze bardziej.
– Jestem tak bardzo wdzięczna za to, jak Polacy zareagowali na wojnę, za pomoc, za wsparcie, za poświęcenie – wymieniała. – Tak bardzo wam dziękuję. To tak wiele znaczy.
– Błogosławię panią w imieniu Jezusa Chrystusa. Niech Jego pokój spocznie na pani i pani rodzinie! – błogosławiłem ją, a ona z wdzięcznością je przyjmowała. Nie wydarzyło się nic wielkiego, a jednak coś wielkiego się stało. Dwoje ludzi stało w jedności przed obliczem Boga.