W tę historię trudno byłoby uwierzyć, gdyby nie fakt, że wydarzyła się naprawdę.
Artur miał sportową przeszłość. Za młodu trenował w klubie judo. Miał ruchliwą naturę sportowca. Był aktywny i pomocny dla innych. Zawsze z uśmiechem na twarzy. Rok 2009 miał wiele zmienić w życiu jego i jego rodziny.
W częstochowskiej filii Kościoła W Sosnowcu trwał poważny remont budynku. Artur był mocno zaangażowany. Po swojej pracy szedł pomagać w kościele. Nie był tam sam. Wizja odnowionych pomieszczeń napędzała całą wspólnotę. Było coraz bliżej końca, kiedy wydarzył się feralny wypadek. Artur chwycił kolejne wiadro z gruzem, aby je wysypać do kontenera. To było jego ostatnie. Podczas niefortunnego ruchu coś mu przeskoczyło w kręgosłupie. Usłyszał trzask. W tamtej chwili dla Artura coś się zakończyło, tak jak wtedy gdy podczas ważnych zawodów pokonany znienacka znalazł się na macie, grzebiąc sportowe nadzieje. Został zabrany do szpitala. Rozpoczęły się żmudne badania, długie dni niepewności, wizyty u lekarzy, do których trudno było się dostać, liczne operacje i rzecz najgorsza ze wszystkich, życie 32-letniego mężczyzny, po części sparaliżowanego, który mógł poruszać się jedynie przy pomocy balkonika. Okolicznością pocieszającą w tym wszystkim było to, że bez problemów można było zdobyć pampersy, bez których nie był w stanie funkcjonować.
Artur znikał w oczach. Chudł i miał zapadnięte oczy. Synowie mieli żal do Boga, że nie pomógł ich ukochanemu tacie. W trzecim roku choroby pojawiła się u niego padaczka i uszkodzenie nerwu strzałkowego. Nie mógł sam jeść, bo jego ciało się trzęsło. Ciężkie leki sprawiały, że organizm nie dawał rady. Tuż przed szóstą operacją, po wizycie u cenionego specjalisty od kręgosłupów, nagle zapadł w śpiączkę. Żona rozesłała smsy na cały świat, prosząc o modlitwę. Modlili się o niego ludzie w Polsce, Australii, Holandii, Niemczech i w Stanach Zjednoczonych. Modliły się o niego całe Kościoły, wspólnoty, a także zespół No Longer Music. Po Trzech dniach Artur wybudził się ze snu. Tuż przed operacją profesor wziął do rąk kilkusetstronicową dokumentację medyczną i powiedział, że ostatnie badania zaprzeczyły wszystkiemu co było w niej zapisane. Artur opuścíł szpital i wrócił do domu Z dnia na dzień odzyskiwał zdrowie. Z tygodnia na tydzień siły. Od czterech lat jest całkowicie sprawnym człowiekiem. Każdego dnia jeździ do pracy na rowerze. To obecnie jego najbardziej ulubiony sport. Na pamiątkę w jego organizmie pozostał neurostymulator wartości setek tysięcy złotych, który od lat nie działa. Artur chciałby, aby mu go wymontowano, ale nie jest to możliwe, gdyż doszłoby do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Jest szansa, że wkrótce wymontują mu akumulator, który nosi pod skórą. A co mówi o tym wszystkim Artur?
– Bóg jest dobry. Nigdy w Niego nie zwątpiłem. To On dawał mi siły podczas choroby, a w pewnym momencie, pod wpływem zmasowanej modlitwy ludzi w różnych krajach, podarował mi zdrowie. Jemu niech będzie chwała za to, że dzisiaj jestem zdrowy!