Dobry ojciec

Coraz częściej myślę o swoim ojcu, gdyż zaczyna do mnie docierać, że to, co od zawsze jest oczywiste – to, że istnieje, nie będzie trwało na wieki. Chcę o nim napisać tym bardziej, że nasze relacje przez większość czasu nie były łatwe, lekkie czy przyjemne. Z różnych powodów nasze drogi często się rozjeżdżały. Mam jednak potrzebę, aby wyłuskać z nich to, co dobre, to, co chciałbym zapamiętać. Mój tato ma na imię Edward. Odkąd pamiętam był człowiekiem szalenie twórczym. Pomimo, że ma w tej chwili swoje lata, to wciąż dużo pracuje. Zaskakuje swoją formą fizyczną i poczuciem humoru. A przecież urodził się jeszcze przed II Wojnę Światową. Widział jej okropieństwa. Wychowywał się bez ojca, który po powrocie z robót przymusowych w III Rzeszy zmarł. Nie miał lekkiego życia. Miał prawo, aby mieć żale za wszystko i do wszystkich, ale nigdy nie skorzystał z niego. Wybrał walkę o lepsze jutro i wygrał ją. Gdy komunizm próbował wtłoczyć wszystkich obywateli w te same bure ubranka, betonowe M3 i pracę od 7.00 do 15.00 dla socjalistycznej ojczyzny, przekonując, że nic lepszego dla człowieka nie ma, on postanowił, że w ten karłowaty obraz życia nie uwierzy. Obrał bardzo trudną drogę bycia przedsiębiorcą w czasach, kiedy było to niemile widziane przez władze. W 1975 roku zrezygnował z kierowniczego stanowiska w zakładzie pracy i w naszym małym mieszkanku na drugim piętrze rozpoczął działalność gospodarczą, w którą zaangażował większość mieszkańców z naszego bloku. Trudne były to lata pod względem lokalowym. Mieszkaliśmy w jednym pokoju. Wkrótce otrzymałem pierwszy zestaw klocków LEGO, które kosztowały połowę ówczesnej pensji. Tato produkował pamiątki znad morza, które były sprzedawane od Gdańska po Świnoujście. Gdy na ulicach prawie nie było samochodów, tato zakupił nowego Fiata 125p. Powodziło się nam. Ojciec wymyślał pamiątki, obrazki, lampy i meble, które potem sprzedawał. Każdy jego pomysł zamieniał się w złoto. Projektował potrzebne mu maszyny i sam je budował. Pracował od rana do wieczora. Zatrudniał kilku pracowników. W szarej rzeczywistości PRL-u nasze życie było ubarwiane kolorowymi opakowaniami zachodnich produktów kupionych w PEWEX-ie. Kiedy Polacy nie mogli wyjeżdżać na Zachód, jedynym wyjściem wykupienie zorganizowanej wycieczki. Bardzo często ludzie z nich nie wracali. Za granicą znajdowali swoje nowe ojczyzny. Mój tato z takiej wycieczki do Hamburga wrócił nowym, dużym AUDI. To było coś. Średnia miesięczna pensja państwowa wynosiła wtedy ok. 30$. Tato piął się w górę. Miał swój zakład, sklep, magazyn, posiadłość. Tacy jak on, w nowej rzeczywistości, po roku 1989, stawali się biznesmenami, szefami firm, przedsiębiorcami zatrudniającymi setki ludzi. Jednak mój tato nie umiał się odnaleźć na wolnym rynku. Gdy otworzono granice, a wszystkie sklepy zamieniły się w PEWEX-y, on stał się zwykłym człowiekiem. Całą energię wkładał w ukochaną działkę i pomoc ludziom. Wciąż był bardzo pracowity i uczynny. Nigdy nikomu nie odmówił. Tak jest do dzisiaj. Wszyscy go lubią.Kiedy ostatnio przyjechaliśmy z żoną do moich rodziców, mój 81-letni tato przyniósł dla wnuczek świnkę-skarbonkę. Dziewczynki były zaskoczone. – Każdego dnia w tajemnicy przed babcią wrzucałem do niej pieniążki dla was. Weźcie je i dobrze wykorzystajcie – powiedział tajemniczo. W skarbonce znajdowało się 125 pięciozłotowych monet. Wnuczki były zachwycone tym, jak bardzo dziadek jest kreatywny. Gdy były młodsze zbudował dla nich w ogrodzie domek z drewna ze zjeżdżalnią. Takim właśnie dziadkiem chciałbym być, dla moich wnuków i człowiekiem dla innych, jakim jest mój tato.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s