Odkąd wróciłem z Jordanii, w której spędziłem niedawno wspaniały tydzień z cudownymi ludźmi, mam do czynienia z bardzo dziwnym zjawiskiem. Odczuwam z każdej strony wyraźną presję, abym nie mówił dobrze o Arabach, muzułmanach czy Żydach. Odczuwam przez skórę, że dla ogółu społeczeństwa są to treści niestrawne. Moje dobre doświadczenia z mieszkańcami Jordanii, Egiptu, Libanu, Syrii, Iraku, Arabii Saudyjskiej, Izraela wyraźnie drażnią wielu pobożnych patriotów. Dlaczego, skoro są to informacje z pierwszej ręki i prawdziwe? Postanowiłem jednak, że żaden hejt w internecie, sapanie, wzdychanie i przewracanie oczami nie sprawią, abym się zaparł tych, których pokochałem. Byłaby to zdrada w stosunku do ludzi, którzy mnie gościli, pomagali i obdarzali życzliwością. Nie zamierzam zapomnieć o dobru, które mnie od nich spotkało. Nie mogę się na to zgodzić.
Mamy swoje różne narodowe lęki, uprzedzenia i mniej lub bardziej uzasadnione argumenty w stosunku do innych. Nie chcę jednak się nimi karmić, łącząc się we wspólnocie fobii, po to, aby zyskać przychylność ludzi o zatrutych duszach. Większość niesmaków pod adresem obcych nie ma z nimi faktycznego związku. Są jedynie owocem panującej w społeczeństwie mentalnej duchoty, zaślepienia i zaściankowości podsycanej przez polityczne i religijne siły zła. Widać to szczególnie wyraźnie, gdy wraca się z zagranicy. Oczywiście znajdziemy na Bliskim Wschodzie wielu łajdaków, a w Polsce wielu wspaniałych ludzi. Nie znaczy to jednak, że większość taka jest. Polacy, których spotykałem w Jordanii byli podobnie zauroczeni Arabami jak ja. Wynika to z faktu, że spotkali ich na żywo. Youtube nie zawsze jest dobrym źródłem informacji o ludziach. Czasami warto założyć buty i wyjść z domu, aby na własne oczy zobaczyć jak sprawy wyglądają i nabrać w ten sposób głęboki łyk świeżego powietrza, który uwalnia umysł.
W ostatnim dniu musiałem wydrukować bilety. W hotelu nie mieli drukarki. Wszedłem do przypadkowego biura przy ulicy. Przystojny mężczyzna w garniturze chętnie zgodził się, aby mi pomóc. Gdy wyciągnąłem z portfela kilka dinarów, odmówił ich przyjęcia. – Welcome to Jordan – skwitował sytuację z uśmiechem na twarzy. Na pewno jeszcze nie raz tam wrócę.
23.01.2020