Po co ludzie chodzą po górach? Męczące to i niebezpieczne, a patrząc na zjawisko chłodnym okiem można dojść do wniosku, że także mało produktywne. A jednak polskie Tatry są tak zdeptane, że Giewont już dawno temu powinien zmienić nazwę na „Łysa Góra”.
Kto nie doświadczył, ten nie zrozumie. Na szczycie czeka nagroda przy której wszystkie inne są mało atrakcyjne – radość, satysfakcja i poczucie wolności. Jednak trzeba za nią zapłacić cenę – koszt dojazdu plus ból, pot i zmęczenie. Człowiek rozumie ten mechanizm od tysiącleci, bo zdobywanie szczytów wpisane jest w jego naturę. Nie tylko tych górskich, ale także tych życiowych. Bez wysiłku i stawiania sobie wyzwań trudno jest znaleźć szczęście.
Wygląda też na to, że Bóg upodobał sobie szczyty jako miejsce szczególnych spotkań z człowiekiem. Na górze Moria spotkał się z Abrahamem, na górze Horeb z Mojżeszem, na górze Karmel z Eliaszem, na górze Oliwnej i Tabor z Jezusem. Chce się spotkać i z nami jeżeli tylko będziemy gotowi podjąć trud wspinaczki. Jeżeli jeszcze nie próbował(a)eś, to zacznij od Szrenicy w Karkonoszach, a pewnego dnia znajdziesz swoją własną górę, na której poznasz siebie, a może nawet spotkasz Boga.