Z nazwiskiem księdza Jana Kaczkowskiego po raz pierwszy zetknąłem się na poczcie, gdzie wśród zniczy i batoników zobaczyłem książki z jego nazwiskiem. Ze względu na cepeliową estetykę wystawy nie czułem się zachęcony do ich przeczytania. Jednak, gdy kilka dni temu na Youtube natknąłem się na jeden z wywiadów, w których uczestniczył, wysłuchałem także trzech kolejnych. Zrobił na mnie tak potężne wrażenie. Ksiądz Jan stanowił niezwykłą kombinację starannego wykształcenia, człowieczeństwa i rozsądnej duchowości, z którymi chciałoby się obcować na co dzień.
Ksiądz Kaczkowski nie był jedynie oczytanym teoretykiem. Stał się znany za sprawą hospicjum, które prowadził w Pucku. Szanowali go nie tylko konserwatywni katolicy, ale także osoby niezaangażowane religijnie takie jak Tomasz Lis czy Jurek Owsiak. Powód tego sukcesu był prosty – on szanował ludzi, a oni szanowali jego. Rok temu, pomimo młodego wieku, ksiądz Jan odszedł. Nie miał pretensji do Boga o ciężką chorobę, która na niego spadła. Do ostatniej chwili miał w sobie wdzięczność i pogodę ducha. Pozostawił po sobie książki, wywiady oraz współpracowników, którzy kontynuują jego cenne dzieło.
Różni ludzie robią potężne wrażenia. Ale czy to świadczy o jego chrześcijaństwie? Faktycznie był to człowiek kochający ludzi, i w nieschematyczny sposób służył ludziom, zaskakiwał dobrocią, poświęceniem, humorem. Rozwijał się. Może nawet doszedłby z czasem do chrześcijaństwa ewangelicznego porzucając więzy watykańskich sakramentów.
Lis, Owsiak… Jezus raczej nie był lubiany przez oficjeli, intelektualistów, sławnych i bogatych.
A np. David Wilkerson, George Muller…. co o nich powiesz? Chciałbyś z nimi obcować na co dzień?
PolubieniePolubienie