Urodzony w niewłaściwym domu

Po apelu, aby podzielić się swoją historią, napisał do mnie pewien mężczyzna o imieniu Michał. Podczas rozmowy telefonicznej opowiedział mi o tym, przez co przeszedł zanim jego życie się ustabilizowało. Ta historia pokazuje, że jest nadzieja dla każdego.

Matkę po raz pierwszy ujrzał w wieku 30 lat. Piła i była pozbawiona uczuć macierzyńskich. Nie porozmawiali długo. Ojciec zmarł, gdy Michał miał 10 lat. Mieszkał u babci na Żoliborzu. Gdy jako dziecko odwiedzał swoich kolegów i koleżanki ze szkoły, którzy mieli kochających rodziców i ładnie umeblowane pokoje, zdał sobie sprawę z biedy, która go otaczała. Poczuł się gorszy. W siódmej znalazł środowisko, które go przygarnęło. Czuł się przez nich akceptowany. Razem pili. W ostatniej klasie starej podstawówki kwalifikował się na odwyk.

W zawodówce przerobił wszystkie możliwe narkotyki. Kiedyś wziął towar od dilera i zamiast go sprzedać sam wszystko przećpał. Babcię nachodziły różne typy, aby odzyskać pieniądze. W końcu rodzina zabrała ją do siebie, a mieszkanie sprzedała. Michał stał się człowiekiem bezdomnych. Spał na klatkach schodowych i kradł. Pewnej nocy o godzinie 2.00 jakaś kobieta zobaczyła go leżącego na chodniku. Chciała go przesunąć, ale nie mogła, bo był przymarznięty do kałuży. Zadzwoniła po pogotowie. Zabrali go do szpitala. Gdy następnego dnia doszedł do siebie uciekł, okradając po drodze szpitalny sklepik.

Kolega miał go zabrać do siebie na wigilię, ale tego nie zrobił tego. Boże Narodzenie Michał spędził Michał w sypie na śmieci wielkiego bloku. Tam znalazł świeżą drożdżówkę. Powiedział, że była to najlepsza bułka jaką zjadł w życiu.

Wkrótce po raz pierwszy trafił do więzienia. Potem raz drugi, trzeci i czwarty. Wszystkie wyroki były za kradzieże i rozboje. Robił to, bo potrzebował pieniędzy na alkohol i narkotyki.

Pewnego dnia dotarło do niego jak żyje i kim jest. To go przygniotło. Zaczął płakać się modlić do Boga. Zmawiał wtedy Ojcze Nasz. Za każdym razem inaczej, bo jej nie pamiętał. Poczuł ulgę. Wkrótce trafił do celi, w której siedział człowiek skazany na dożywocie.
– Czy wierzysz w Boga – zapytał tamten. – Chyba tak – odpowiedział Michał. Więzień się ucieszył. Od tego czasu stał się dla Michała duchowym ojcem. – Nigdy nie słyszałem, aby ktoś tak głosił ewangelię jak tamten – wciąż wspomina.

W więzieniu jacyś chrześcijanie prowadzili spotkania z Biblią. Około 50 więźniów uczęszczało na nie. Michał się wstydził oddać swoje życie Bogu. Podczas trzeciego spotkania wyszedł do przodu i powiedział, że chce żyć dla Chrystusa. Ku zaskoczeniu koledzy przyjęli ten akt z entuzjazmem. Klepali go po ramieniu i gratulowali mu. Wkrótce został ochrzczony w więziennej pralni. – Dobrze wspominam więzienie. Uratowało mi życie. To tam poznałem Chrystusa – wspomina.

W 2011 Michał wyszedł z więzienia. Pewna wierząca rodzina przyjęła go do swojego domu. Zaczął chodzić z nimi na nabożeństwa. Zaczął się kontaktować z tymi, których skrzywdził. Chciał im wynagrodzić krzywdy. Ku jego zaskoczeniu. Nikt nie chciał od niego pieniędzy. Cieszyli się, że wyszedł na prostą. Tylko jedna dziewczyna poprosiła go, aby w ramach rekompensaty chodził do schroniska opiekować się bezpańskimi psami. Tak zrobił.

Michał poznał w kościele cudowną dziewczyną, z którą się wkrótce zaręczył. Pobrali się. Niedawno urodziło się im dziecko. Obecnie mają swój własny dom. Mają też samochód, którym on jeździ do pracy. Ich dziecko wzrasta w warunkach jakich on nie miał. Michał nie odziedziczył niczego po swoich ziemskich rodzicach. W tym przypadku to dobrze. W zamian stał się dziedzicem Ojca w niebie – samego Boga. Lepiej nie mogło się stać. Dlatego jest teraz bogaty.

Maciek Strzyżewski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s