Odwiedziłem niedawno małą szkołę położoną z dala od miasta. Tylko trzy klasy ulokowane w przedwojennym budynku, a w nich grzeczne i uczynne dzieci. Dziewczynki w sukienkach z warkoczykami przytulały swoją panią. W każdej klasie znajdował się piec kaflowy, który oblegali chłopcy.
– Uwielbiam tę pracę i tych ludzi. Przypominają mi świat z książki „Dzieci z Bullerbyn” – powiedziała szczęśliwa nauczycielka. – Gdy urządziliśmy Dzień Babci przyszło trzy razy więcej ludzi niż mamy dzieci. Było to wielkim wydarzeniem. Wszyscy byli bardzo wzruszeni tym, co dzieci przygotowały. W mieście nie spotyka się takiej wdzięczności.
Przeczytałem kiedyś, że „Świat utrzymywany jest przy życiu dzięki oddechom dzieci, które idą rano do szkoły”. To było o dzieciach z tej wsi.