Życie na szczycie

To, czym jest „korzystanie z życia”, najlepiej można zobaczyć w miejscowości Chamonix we Francji.

Francuskie Zakopane

Do Chamonix wybrałem się w zasadzie tylko po to, aby zobaczyć Mont Blanc. Ujrzałem jednak coś znacznie więcej niż jedynie najwyższą górę w Alpach. To małe górskie miasteczko leży, tuż przy granicy ze Szwajcarią. Jest to miejsce szczególne pod wieloma względami. Tutaj odbyły się pierwsze w historii Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Tutaj znajduje się najwyższa góra w Alpach, Mont Blanc. Tutaj znajduje się jedna z najciekawszych budowli na świecie, tunel dla samochodów, biegnący pod Mont Blanc, który łączy Francję z Włochami (11 km długości). Jest to przede wszystkim miejsce, które przez cały rok stanowi raj dla miłośników różnego rodzaju sportów. Miasteczko jest przytulne i estetyczne. Dziesiątki restauracji i kawiarni roją się od ludzi. W oczy rzucają się liczne sklepy sportowe z wysokiej jakości sprzętem, który trudno jest dostać w Polsce ze względu na jego ceny.

Podczas pobytu w Chamonix (1035 m n.p.m.) koniecznie trzeba wjechać kolejką na górę Aiguille du Midi (czytaj Augi Di Midi). Nie jest to przedsięwzięcie tanie, bo bilet kosztuje aż 55€ (w przypadku rodzin jeden jest gratis). Jednak jeżeli zajechało się aż tak daleko, to na górę trzeba koniecznie wjechać. Do wagonika wchodzi 96 osób. Kolejka wjeżdża szybko i płynnie. Z każdym metrem coraz wyraźniej widać majestat Alp. Pierwsza stacja jest na wysokości 2309 m n.p.m.

Zlot ryzykantów

Z wagonu wysypują się ludzie z zadziwiająco dużymi plecakami. Z ciekawości idę za nimi. Na łagodnym stoku opróżniają swoje plecaki. Na ziemi rozwijają duże płachty kolorowego materiału. Potem zakładają kaski. To paralotniarze. Jest ich mnóstwo. Czekają na swoją kolej, aby poderwać spadochron, rozpędzić się i rzucić ze stromego klifu. To robi wrażenie. Mężczyźni i kobiety. Młodzi i starsi. Wiek sportowców 20-60 lat. Początkowo sprawiają wrażenie samobójców. Kiedy niebo zapełnia się kolorowymi czaszami, spokojnie szybującymi, dopuszczam myśl o spróbowaniu.

Zza skał wyłania się grupa francuskich żołnierzy, którzy w ramach ćwiczeń wspinali się. Wyglądają jak modele z francuskich czasopism.

Z widokiem na Mont Blanc

Jadę dalej. Wjazd drugim odcinkiem kolejki jest doświadczeniem ekstremalnym samym w sobie. Wagonik wjeżdża na wysokość 3802 m n.p.m. pokonując różnicę poziomów 1,5 km bez żadnych podpór pomiędzy stacją początkową a końcową. Wagonik wspina się niemal pionowo, by ostatecznie wjechać w wykuty na szczycie otwór. Tuneli, korytarzy i poziomów jest tutaj wiele. Jest nawet most, który łączy dwa znajdujące się obok siebie szczyty. Góra sprawia wrażenie olbrzymiego mrowiska. Ta gigantyczna kombinacja skał, stali i betonu robi wrażenie. Przypomina zasiedlanie Marsa czy inscenizację do filmu science-fiction.

Wykuty w skale tunel rozdziela się, prowadząc do różnych pomieszczeń i tarasów widokowych. Na największym tarasie siedzą, stoją i leżą ludzie z całego świata. Wszyscy rozmawiają po angielsku. Młoda Chinka prosi mnie, aby zrobił jej zdjęcie. Dwóch mężczyzn i kobieta siedzą na ziemi przy obrusie nakrytym winem, kieliszkami, ceramicznymi talerzami, na których leżą pokrojone sery i owoce. Rozmawiają po francusku. Robię im zdjęcie. Wyjaśniają mi dlaczego na wysokość blisko 4 km przytargali zastawę i sztućce: „Życie jest zbyt piękne i krótkie, aby przeżyć je byle jak. Posiłek jest rzeczą świętą. Musi być spożyty należycie”. Na koniec dają mi koszyk z brzoskwiniami.

Para młodych Kanadyjczyków dopiero co wróciła z Krakowa. Rozmawiamy ze sobą jakbyśmy się znali od lat. Obok siedzi grupa Amerykanów. Kilku Słowaków od trzech dni klimatyzuje się, bo dnia następnego wchodzą na Mont Blanc, w który wpatrują się całymi dniami. Muszą wyruszyć o godzinie 2 w nocy. W dole widać rozbite na śniegu namioty. Tamci też szykują się na Mont Blanc (4810 m n.p.m.). Sprawa nie jest prosta. Na tej wysokości powietrze jest na tyle rozrzedzone, że zwiększony wysiłek powoduje zawroty głowy i mroczki przed oczami.

Po pionowych skałach pod nami i nad nami wspinają się ludzie. Widok ten mrozi krew w żyłach, bo jest tak stromo i wysoko, że ja z trudem podchodzę do barierki.

W jednej z sal znajduje się wystawa poświęcona ekstremalnym sportom górskim. Oglądam filmy o wspinaczce górskiej z asekuracją, wspinaczce nocnej z rakami i czekanami, wspinaczce bez asekuracji, chodzeniu po linie rozciągniętej pomiędzy dwoma szczytami i w końcu o BASE jumpigu czyli skakaniu z wysokich skał, w tym przypadku w specjalnym kombinezonie z błonami pomiędzy rękoma a tułowiem oraz pomiędzy nogami. Skoczkowie stają się mini samolotami bez silnika. Lądują za pomocą spadochronu. To chyba najbardziej ekstremalny rodzaj sportu jaki istnieje na ziemi. Oglądam i nie mogę uwierzyć, że ludzie decydują się na coś tak ryzykownego.

Jazda bez trzymanki

Wsiadam w szybką windę i jadę 40 m do góry na najwyższy taras. Wita mnie tabliczka z napisem: Aiguille du Midi – 3842 m n.p.m. Widok jest oszałamiający. Wydaje się, że Mont Blanc jest na wyciągnięcie ręki. Wtedy widzę coś jeszcze bardziej zaskakującego – dwóch mężczyzn, którzy zakładają kombinezony do BASE jumpingu. Nie robią tego, aby zrobić sobie zdjęcie. Oni naprawdę zamierzają skoczyć. Czuję się jakbym patrzył na samobójców. Mam mieszane odczucia. Nie umiem ogarnąć tego co widzę. Przechodzą przez barierkę. Na linie zjeżdżają ok. 20 m na dół. Stają na wysuniętych skałach, jeden nad drugim. Chwilę czekają. Jeden skacze. Tuż za nim drugi. Na dłuższą chwilę znikają. Potem widać ich pędzących pomiędzy skałami z prędkością 180 km/h. Szokujące. Reszta atrakcji uroczego Chamonix ginie w cieniu tego wydarzenia.

Maciek Strzyżewski

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s