Niedawno wróciłem z wycieczki do Kopenhagi, gdzie przez kilka dni zwiedzałem nietypowe dla turystów miejsca – kościoły. Jednak nie o budynki chodziło, ale o ludzi je tworzących. Wyniki obserwacji dla wielu czytelników mogą być zaskakujące.
Kilka miesięcy temu, gdy pisałem wspomnienia z pamiętnego Campu w 2004, zainteresowało mnie czym obecnie zajmuje się główny mówca tamtego pamiętnego wydarzenia, Bobby Bovell. Internet szybko udzielił mi odpowiedzi na to pytanie. Człowiek, który kiedyś był policjantem teraz jest pastorem i muzykiem gospel w jednym z najciekawszych duchowo miejsc Kopenhagi, Cafe Church. Natychmiast rozpocząłem poszukiwanie możliwości odwiedzenia tego kościoła. Bilet na samolot w obie strony kosztował tylko 60 zł. Postanowiliśmy polecieć tam razem z Agatą.
Różnica kulturowa 1
Noclegu udzielił nam zapoznany przez internet 50 letni mężczyzna o imieniu Flemming. Już na samym początku zauważyliśmy pierwszą różnicę kulturową. Gdy Agata wciągała po schodach swoją ciężką walizkę, on szedł obok i przez głowę nie przeszła mu myśl, że kobiecie trzeba pomóc. Później, gdy głodni, spragnieni i wyczerpani usiedliśmy w jego pokoju, przez najbliższe dwie godziny składał nam świadectwo swojego nawrócenia, na którym jednak ciężko było się skupić o pustym żołądku. Dopiero o 21.00 udało mi się zaproponować, abyśmy coś zjedli.
Różnica kulturowa 2
Flemming opowiadał nam o swoich podróżach do Turcji, Egiptu, Afryki i USA. Opowieści te były tym bardziej ciekawe, że nasz przewodnik jest na zasiłku dla bezrobotnych. Gdy zapytałem skąd ma na to wszystko pieniądze odpowiedział z uśmiechem: „God provides!” Następnie próbował nas przekonać, że powinniśmy mniej pracować, a więcej działać misyjnie, tak jak on. Całkowicie się z tym zgadzamy. Flemming nie mógł jednak zrozumieć, że polski zasiłek wystarcza zaledwie na jedzenie, nie mówiąc o opłatach za mieszkanie, a o podróżach nawet nie wspominając.
Kościół 1
Od czwartku zaczęliśmy odwiedzać kościoły. Pierwszy z nich nazywał się KBC. Flemming wiąże duże nadzieje na pracę i mieszkanie w tym miejscu. Piękny budynek ze wspaniałym zapleczem do wszelkiego rodzaju działalności zrobił na nas wrażenie. Pastor, miły człowiek, zaskoczył nas swoją otwartością i spokojem. Pomimo, że Jego kościół pretenduje do miana charyzmatycznego, a my wywodzimy się z kościoła bardzo konserwatywnego, to nasza rozmowa odbywała we wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Pastor słyszał o Bobby Bovellu. „It’s a good man!” – powiedział o nim.
Poszliśmy na nabożeństwo. Nauczanie było głębokie. Jednak pod koniec kazania pastor zaczął krzyczeć. Krzyczał też podczas modlitwy. Czułem się zakłopotany.
Wystawa Expo Zdrowie
Pewien namiot na ulicy zwrócił naszą uwagę. Flemming powiedział, że badają tam poziom cukru i cholesterolu za darmo. Coś nam zaświtało. Podeszliśmy bliżej. Wyłoniło się znajome logo ognia nad otwartą księgą. Tego dnia wystawę poświęconą ośmiu zasadom zdrowia odwiedziło 200 osób, w tym też wielu muzułman.
Kościół 2
Do ICGC należą sami czarni. Nawet na filmach amerykańskich nie widziałem takiej energii wśród muzyków, chóru, zgromadzenia i mówców. Ludzie tańczyli, skakali, krzyczeli, machali rękoma.
Egzotyka tego miejsca sprawiła, że co chwilę z zachwytem wymieniałem porozumiewawcze spojrzenia z moją żoną. Tego wieczoru kazanie wygłaszał poznany wcześniej pastor z KBC. Dobrze wczuł się w rytm spotkania. Też był szalenie dynamiczny. W pewnym momencie powiedział:
– Pewnie zastanawiacie się skąd u mnie taka energia skoro jestem biały. Powiem wam. Zbyt szybko wyciągnęli mnie z piekarnika!
Słuchacze odebrali żart z entuzjazmem.
Pastor z KBC poruszył kwestię niskiego poczucia wartości wśród czarnych. Mówił o ich mentalnej biedzie, która przekłada się także na biedę materialną. Opowiedział o zaproszeniu na konferencję do jednego z krajów afrykańskich. Po kilku dniach wykładów w dobrym hotelu, do którego przybywało codziennie kilkadziesiąt uczestników, nieoczekiwanie został poproszony o spotkanie się z kierownikiem hotelu w sprawie uregulowania rachunków.
– Jakich rachunków? – zapytał zaskoczony. – Przecież zostałem tutaj zaproszony jako gość.
– Ale to biali zawsze płacą – odpowiedzieli zaskoczeni jego zdziwieniem gospodarze.
Pastor z własnej kieszeni musiał zapłacić 40.000 dolarów za konferencję, podczas której miał być jedynie mówcą.
Po białym pastorze wystąpił „apostoł”. Tak był utytułowany w broszurce, którą dostaliśmy przy wejściu. Było też napisane, że jest światowej sławy prorokiem, który przemawiał w ponad 50 krajach. Kolejnego wieczoru miał przemawiać „biskup”, a potem „wielebny”. Nie wiem kto te tytuły nadaje. W każdym razie zauważyłem, że obu stronom bardzo one odpowiadają.
Apostoł wszedł ze swoją świtą w czasie kazania białego pastora. Ubrany był w garnitur haftowany srebrną nitką. Skupił na sobie uwagę wszystkich. Nie skakał, nie śpiewał, nie wstawał tak jak inni. Za kazalnicą nie uśmiechał się, ani nie żartował. Swoją przemowę rozpoczął szeptem. Potem przeszedł na szybki szept. Następnie na szept ze wzdychaniem. W końcu biegał i krzyczał. Co chwilę przerywał swoje wystąpienie zadając pytania zagrzewając atmosferę: – Czy ktoś mnie słucha? Czy ktoś tu jest? Chyba nie rozumiecie tego co mówię.
Zgromadzenie żywo reagowało udowadniając, że słyszy i rozumie. W pewnym momencie apostoł zaczął prorokować:
– Jest tutaj na sali osoba, która ma kłopoty finansowe.
Podszedł do mężczyzny i z butelki zaczął lać mu na głowę olej, który spływał po twarzy na koszulę i garnitur. – Za tydzień o tej porze będziesz bogatym człowiekiem – zapowiedział.
Innej kobiecie powiedział, że Bóg wkrótce zleje na nią bogactwo materialne.
Chodząc po sali gość wieczoru wyciągnął białą chustkę i wytarł nią spocone czoło.
– Pan mi pokazał, że pięć osób ma dostać tę chustkę – oświadczył nabożnym głosem i poprosił asystenta, aby rozciął ją na pięć kawałków, a potem polał je olejem.
– Ta chustka zawiera święty pot i święty olej. Czekam na pięć osób. Biorąc chustkę przynieście też Panu ofiarę w wysokości 2000 koron (ok. 1000 zł).
Pięć osób przyszło i przyniosło mu pieniądze. Następnie poprosił o plik kopert. Rzucił je na podłogę i zaczął z wysokości polewać je olejem z butelki.
– Podejdźcie, weźcie kopertę i złóżcie Panu ofiarę w wysokości 1000 koron na dowód waszej wiary – powiedział przejętym głosem.
Kilka osób podeszło. Potem było nawoływanie o 700, 500, 300, a w końcu prosił nawet o 1 koronę.
– Tu nie chodzi o pieniądze. Łaska jest za darmo i dostępna jest dla każdego. Tu chodzi o poświęcenie – kontynuował.
Od pewnego momentu nikt nie podchodził. W powietrzu unosiło się napięcie. Wtedy pastor z KBC wstał i wziął od niego kopertę. Liczyłem, że to właśnie on będzie człowiekiem, który zareaguje odpowiedzialnie. Czułem zawód. Flemming też był rozczarowany. Zapowiedział, że będzie musiał odbyć ze swoim pastorem rozmowę, aby ustalić czy oby na pewno oboje zmierzają w tym samym kierunku.
Tego wieczoru apostoł zebrał ok. 15.000 zł i pojechał w kolejne miejsce.
Uczeń Benny Hinna
Flemming opowiedział jak kilka lat wcześniej brał udział w organizowaniu akcji ewangelizacyjnej prowadzonej przez ucznia Benny Hinna. Miał być jego kierowcą i tłumaczem. Mówca po przyjeździe wyraził swoje niezadowolenie z powodu warunków w jakich miał mieszkać. Gdy poinformowano go, że znajduje się w najlepszym hotelu w Kopenhadze, stwierdził, że w takim razie w USA obowiązuje wyraźnie wyższy standard. Flemming chciał dowiedzieć się o czym będzie wykład, aby móc lepiej się przygotować, lecz tamten stanowczym głosem zabronił mu odzywać się do siebie. Kazał mu kontaktować się poprzez swoich asystentów. Jadąc samochodem na miejsce spotkań Flemming znowu o coś się zapytał. Wtedy duchowy nauczyciel bardzo zdenerwował się i znowu surowo zabronił mu odzywać się do siebie. Po pierwszym wieczorze Flemming zrezygnował z tłumaczenia, kierowania samochodu i udziału w konferencji.
Od Flemminga nauczyłem się jednej bardzo ważnej rzeczy, którą często powtarzał: „Pilnuj, aby nigdy, nikomu nie pozwólić w żaden sposób siebie kontrolować. Na tym polega wolność.”
Kościół 3
W sobotę rano poszliśmy na nabożeństwo do kościoła tradycyjnego. Studiowanie Biblii było jak zwykle syte. Ludzie byli ciepli, pytania ciekawe, a wnioski praktyczne. Potem rozpoczęło się nabożeństwo właściwe, na które doszedł do nas Flemming.
Tutaj było już inaczej. Poważna pani o surowym wyrazie twarzy z kartki bez najmniejszego uśmiechu witała na „tym radosnym” nabożeństwie”. Potem z podobną intonacją przeczytała z kartki modlitwę. Ta sama osoba pilnowała też, aby nabożeństwo przebiegało w należytym porządku. Wszystko miała napisane na kartce i trzymała się jej kurczowo. Wypuszczała do przodu kolejne osoby i podpowiadała im co mają mówić. Było widać w niej potężne napięcie, które bardzo się udzielało. Męczyliśmy się razem z nią. Zapytałem Flemminga czy chciałby chodzić do tego kościoła. Natychmiast odpowiedział: „Definitely not”.
W czasie kazania mówca nie mógł uruchomić komputera, z którego chciał pokazywać zdjęcia. Męczył się z nim przez pół godziny, a my w tym czasie zaśpiewaliśmy osiem pieśni. Nabożeństwo trwało cztery godziny. Nie jest problemem, że było długie, lecz to, że w ciągu tylu godzin w zasadzie nie można było usłyszeć żadnych konkretnych treści. Przestrzeń czasową wypełniały oficjalne powitania, zapowiedzi, ogłoszenia, rozdawanie dyplomów i zapełniające czas długie pieśni. Zapewne ktoś powie, że był to wyjątkowy, niefortunny dzień. Nie wydaje mi się jednak. Wielokrotnie byłem na podobnie spiętych nabożeństwach w Polsce, USA, Norwegii, Rosji i Włoszech. To jest pewien styl, do którego od lat nie udaje mi się ani przyzwyczaić, ani zrozumieć, a dodatkowo odnoszę wrażenie, że większości osób to odpowiada.
Kawiarnia „Retro”
Na 14.oo byliśmy umówieni w centrum miasta na spotkanie z założycielką kawiarni prowadzonej przez ludzi wierzących. Dziewczyna przez wiele lat była kierowniczką młodzieży w swoim zborze. Postanowiła jednak zacząć działać na zewnątrz. Kawiarnia jest częścią dużego projektu, który zatrudnia 230 młodych pracowników. Godzina spędzona z nią w „Retro” pozwoliła nam skrystalizować powstającą od lat wizję pracy w Gdańsku.
Kościół 4
Kolejnego dnia poszliśmy do największego kościoła w Kopenhadze o nazwie CCC, gdzie należy ok. 1200 osób. Sala była imponująca, a muzyka uwielbieniowa rewelacyjna. Trafiliśmy na Wieczerzę Pańską, po której ludzie modlili się jeden za drugiego. Po nabożeństwie większość poszła na obiad do stołówki. Flemming powiedział: „Znam ten kościół. Jest fajny. Zastawiam się jedynie czy ktoś do nas podejdzie.” Stało się tak jak podejrzewał. Nikt nie podszedł. Patrzyliśmy na grupy ludzi rozmawiających ze sobą i śmiejących się, lecz nie było nam dane dołączyć do nich. Weszliśmy i wyszliśmy niezauważeni.
Kościół 5
W Vineyard wystrój był ładniejszy niż gdziekolwiek, a muzyka niepowtarzalna. Mają dwa nabożeństwa dziennie, jedno nowoczesne, a drugie jeszcze nowocześniejsze, w których udział bierze łącznie ok. 500 osób. Znowu trafiliśmy na Wieczerzę Pańską, błogosławieństwo dzieci i wzajemne modlitwy. Jednak i tutaj nikt do nas nie podszedł, aby się przywitać i porozmawiać.
Kościół 6
Na koniec poszliśmy do wyczekiwanego Cafe Church, Bobby Bovella. Ludzi było niewiele, bo większość, łącznie z pastorem wyjechała na wakacje. Nabożeństwo rozpoczęło się zaproszeniem na konferencję organizowaną przez Kościół „Hillsong”. Zespół był nieobecny. Chociaż prowadzący wystąpił w szortach i boso to wszystkie osoby, które zabierały głos były autentyczne. Podczas doświadczeń mówili o swoich troskach i radościach. Śmiali się i płakali. Potem modlili się za sobą nawzajem. Kazanie miał pastor z innego kościoła. Byłem pod wrażeniem naturalności i otwartości tych wszystkich ludzi. Jeszcze długo po nabożeństwie rozmawialiśmy z nimi. Potem odwieźli nas do domu. Do domu wróciłem szczęśliwy.
– Zauważyliście? – zapytał Flemming.
– Niby co? – wysilałem umysł.
– Wiele osób przywitało się z nami i nie zbierali darów. Ten kościół podoba mi się najbardziej! – podsumowuje Flemming.
Różnica kulturowa 3
Człowiek, który wskazał nam drogę do grobu, filozofa egzystencjalisty, Sorena Kierkegaarda
Maciek Strzyżewski