Nasz wyjazd do Izraela był zupełnie spontaniczny. Byliśmy z Agatą tak zabiegani i zmęczeni, że przewodnik udało się nam otworzyć dopiero w samolocie. Pomimo licznych atrakcji w postaci historycznych miejsc, egzotycznych potraw i idealnej pogody, nasz wyjazd był udany głównie za sprawą kontaktów z ludźmi.
Pierwsze trzy noce spędziliśmy w Tel Awiwie u trzech chłopaków o imionach: Shacha, Amotz i Jose, którzy byli pilotami w armii. Podczas gorących wieczorów na tarasie rozmawialiśmy o miłości Boga do człowieka. Oni nigdy nie spotkali żadnych chrześcijan, a my nigdy nie spotkaliśmy żadnych żydów.
W Morzu Śródziemnym rozmawiałem z czarnym mężczyzną z dredami. Opowiadałem mu o modlitwie o biednych ludzi na ulicy. Wtedy on otworzył się przede mną i powiedział, że też ma problemy. Jest w związku z osobą, z którą mu się nie układa.
– Ale nie jest to mężczyzna? – zapytałem mimochodem.
– To jest mężczyzna – przytaknął.
– Nie dobrze – powiedziałem zaskoczony.
– Dlaczego? – zapytał.
– Bo to nie jest normalne, aby mężczyzna żył z mężczyzną – kontynuowałem zdecydowanie, ale z wielkim szacunkiem i sympatią do tego człowieka.
– A skąd wiadomo co jest normalne? – odparł filozoficznie.
– Normalne jest to, że Bóg stworzył Adama i Ewę, a nie Adama i Stefana – wytłumaczyłem się, na co on wybuchnął śmiechem. Długo i sympatycznie ze sobą rozmawialiśmy.
Potężne wrażenie na nas, wegetarianach, zrobił rynek Carmel w Tel Awiwie. Agata spojrzało na bogactwo produktów i powiedziała:
– Maciek! Chyba urodziliśmy się w niewłaściwym kraju.
Kolejną noc spędziliśmy u człowieka o imieniu Ira. Działał w fundacji walczącej na rzecz równości żydów i arabów, kobiet i mężczyzn, osób religijnych i niereligijnych. Był żydem, ale miał poważne wątpliwości co do istnienia Boga. Zacząłem mu opowiadać o moich bliskich spotkaniach z Bogiem. Słuchał z zainteresowaniem i prosił o następne doświadczenia. Po raz kolejny mieliśmy okazję zobaczyć z jak wielką radością ludzie przyjmują dobrą nowinę o ojcowskim sercu Boga.
Siedzieliśmy na ławce w parku blisko Starego Miasta w Jerozolimie. Jedliśmy pitę z humusem i pomidorami. Obok przechodził biedny człowiek, który poprosił nas o pieniądze. Daliśmy mu je, a potem modliliśmy się o niego. Cieszył się.
Przy grobie Marii siedział niewidomy muzułmanin i żebrał. Pomogliśmy mu trochę. Też zgodził się na modlitwę. Był wdzięczny, że ktoś się nim zainteresował.
Na Starym Mieście starsza kobieta, chrześcijanka z Syrii, zaprosiła nas do siebie do domu na herbatę, gdzie długo i sympatycznie nam się rozmawiało, a potem się modliliśmy razem.
Ostatnią noc spędziliśmy u Boaza. Zaczęliśmy od rozmowy o historii Polski i Izraela, lecz szybko przeszliśmy na temat miłości Boga, która objawiła się w Jezusie Chrystusie. Boaz był wychowany w religijnej rodzinie żydowskiej, ale w pewnym momencie stracił zainteresowanie Stwórcą. Chętnie słuchał o tym, co Bóg robi na Kościele Ulicznym.
Na przystanku autobusowym poznaliśmy amerykańskiego żyda. Powiedział, że jest niewierzący i że religia nie odgrywa już w Izraelu żadnego znaczenia. Był dumny z potęgi Izraela, ale nie chciał przyjąć kontekstu, z którego ta siła pochodzi. Szkoda, że nie mogliśmy spędzić ze sobą więcej czasu, bo rozmowa była satysfakcjonująca dla obu stron.
Po powrocie do domu na stronie serwisu Couchserfing znaleźliśmy opinie ludzi, którzy nas u siebie gościli. Okazało się, że dobrze zaświadczyliśmy o Polsce i o Jezusie Chrystusie.
Od Amotza: Dziękuję za wasze odwiedziny i wspólną podróż nad Morze Martwe. Dziękuję, że mogłem dowiedzieć się o pięknej pracy jaką wykonuje wśród ludzi na ulicy. Ta praca jest bardzo ważna.
Od Iry: Przez kilka dni gościłem u siebie Agatę i Maćka. Co za cudowni ludzie! Ani razu nie było pomiędzy nami najmniejszego spięcia, jedynie ciepło, pobudzenie intelektualne, otwartość, uśmiech, a nawet mogę powiedzieć, że przyjaźń. To bardzo ciekawi ludzie, którzy wiele doświadczyli i wiele wiedzą. Rozmowa z nimi była przyjemnością i okazją do rozwoju. Zgadzaliśmy się ze sobą odnośnie większości spraw, a nawet gdy się nie zgadzaliśmy to zawsze w atmosferze wzajemnego szacunku. Są ludźmi silnymi, pomocnymi i pełnymi szacunku. Są ciekawi ludzi i świata. Trudno byłoby znaleźć osoby, z którymi można byłoby mieć łatwiejszy kontakt niż z nimi. Jest mi przykro, że wyjechali, ale drzwi mojego domu są dla nich zawsze szeroko otwarte.
Od Boaza: Agata i Maciek byli u mnie przez dwa dni. Oboje są wspaniałymi ludźmi. Nastroili mi gitarę i zrobili mi smacznego polskiego omleta. Przywieźli mi także pyszne polskie czekoladki. Dodatkowo, na koniec pomodlili się za mnie, pomimo, że nie jestem osobą religijną. To było niezwykłe doświadczenie. Dziękuję.
Maciek Strzyżewski