Kobieta na całe życie

Zdobycie odpowiedniej kobiety, z którą można stworzyć zgrany duet, jest co prawda procesem zawiłym, ale możliwym.

Gdy miałem 20 lat, moja wykładowczyni z uczelni, lat 25, chciała wyjść za mnie za mąż. Coraz bardziej mnie przerażała. Zdałem egzaminy i uciekłem. W akademiku mieszkałem z pewnym Australijczykiem, w którym kochały się wszystkie dziewczyny z okolicy. Miał 21 lat, długie włosy i pieniądze. Gdy liceum w Milanówku zatrudniło go w charakterze nauczyciela języka angielskiego wielbicielek miał jeszcze więcej. Zasypywały go listami i pluszowymi misiami. Zawsze był uczciwy. Nigdy żadnej nie skrzywdził. Dużo się śmiał i żartował. Matthew był świetnym kompanem. Rozświetlał nasze szare dni PRL-u. Kochał Polskę.

Któregoś dnia pewna kobieta z Warszawy poprosiła Matthew, aby przeprowadził wywiad z Patem Metheny. Długo siedział mój przyjaciel z wielkim muzykiem przy stoliku w Marriocie, a ich rozmowa ukazała się w Jazz Forum. Wkrótce on sam otrzymał od jakiejś dziennikarki propozycję wywiadu. Spotkali się w kawiarni w Podkowie Leśne, gdzie on przez pięć godzin opowiadał jej o swojej fascynacji postacią Jezusa Chrystusa. Była rozczarowana, że ten przystojny facet tak wiele mówił o Bogu. W dalszym ciągu jednak go odwiedzała, gdyż rzeczywiście nie o wywiad jej chodziło.

W tym czasie Matthew i ja studiowaliśmy teologię w ujęciu protestanckim. Bardzo poważnie traktowaliśmy to czego się uczyliśmy. Nasze życie zmieniało się z dnia na dzień. Przybywało nam rozsądku i odpowiedzialności. Matthew szukał tej jedynej dziewczyny, podczas gdy ja spłacałem „grzechy dzieciństwa” za oceanem. Na koniec pobytu w USA kupiłem sobie wymarzony rower. Pragnąłem go bardziej niż ludzie domów czy samochodów. Kosztował prawie tyle co samochód. Wróciłem na uczelnię. Zawsze po zajęciach na moim Treku przejeżdżałem minimum 40 km, bez względu na porę roku, dnia i pogodę. Na uszach miałem słuchawki, a w nich płynął jazz. Samochody ochlapywałem mnie błotem, a ja czułem się jakbym latał w przestrzeni kosmicznej. Próbowałem się dzielić moimi odczuciami z innymi, ale niewiele osób rozumiało uniesienia jakie przeżywałem. W naszym ciasnym pokoju mieszkaliśmy teraz we troje: Matthew, ja i mój rower.

Pewnego dnia zachorowałem. Leżałem w łóżku przygnębiony, że nie mogę jeździć. Ktoś zapukał do drzwi. Do pokoju weszła dziennikarka z kawiarni, która znowu szukała Matthew. Nie znałem jej i nigdy wcześniej nie widziałem. Usiadła na chwilę. Rozmowa sączyła się niezgrabnie. Wtedy nieświadomie wypowiedziała słowa, które na zawsze odmieniły moje życie. Powiedziała tylko jedno proste zdanie, które bardzo wiele dla mnie znaczyło: „Masz niesamowity rower!”. Oczy otworzyły mi się szeroko i w tym samym momencie ujrzałem najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek spotkałem. Zaczęliśmy spędzać ze sobą czas. Miałem 25 lat. Ona 20. Przesiadywaliśmy w restauracjach i godzinami rozmawialiśmy. Po tygodniu byłem przekonany, że chcę, aby została moją żoną. Kupiliśmy drugi rower, a po kilku latach jeszcze dwa małe. Od tamtego czasu jeździmy przez życie razem, my nad morzem, a Australijczyk ze swoją rodziną gdzieś pod Melbourne.

Agata nigdy nie była dziennikarką. Dobrze jednak, że jej dziewczęca przebiegłość skierowała ją ku mojemu przyjacielowi, któremu również zawdzięczam wspaniałą żonę. Thanks Matt!

Maciek Strzyżewski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s