Za żelazną kurtyną
Do tamtej pory za granicą byłem tylko trzy razy. Najpierw z rodzicami w Budapeszcie. Pamiętam, że nie mogliśmy się z nikim się porozumieć. Innym razem Fiatem 125p odwiedziliśmy Berlin wschodni, gdzie rodzice kupili mi buty, których w Polsce nie można było dostać. Baliśmy się czy pozwolą nam je przewieźć przez granicę. Kolejnym razem w Karkonoszach wystawiłem nogę poza słupek granicznym, szczęśliwy, że udało mi się zaliczyć Czechosłowację. Wyjazd za granicę w poprzednim systemie był bardzo utrudniony. Władze nie pozwalały obywatelom trzymać paszportów w domu i pilnowały, aby nie były za często używane. Wyjazdy otwierały oczy na to, co się dzieje w Polsce. Wiele osób uciekało w poszukiwaniu lepszego życia. Wkrótce wiatr dziejowy przyniósł zmiany. Kolejne zachodnie kraje otwierały przed Polakami swoje granice. Powiało świeżym powietrzem wolności.
– Dlaczego chce pan jechać do USA? – zapytał mnie konsul w październiku 1990 roku. Miałem 21 lat. Wyciągnąłem zdjęcie pewnej brunetki z Południowej Kalifornii i powiedziałem mu, że muszę ją jak najszybciej zobaczyć . – Rozumiem to doskonale – powiedział z uśmiechem i wbił mi wizę do paszportu. Byłem jedną z niewielu w tym dniu osób, którym udało się załatwić to, czego pragnęli. Od tego czasu miało być już tylko lepiej.
Południowa Kalifornia
W połowie listopada w zimny, deszczowy poranek na Okęciu wsiadłem do małego, starego, rosyjskiego samolotu. Po 17 godzinach podróży znalazłem się w Los Angeles. Wieczór był ciepły. Laurie przyjechała po mnie swoim Jeepem. Długo jechaliśmy do domu jej rodziców, położonego w górach w okolicach San Bernardino. Jednego dnia świeciło słońce i było gorąco, a drugiego byliśmy zasypani śniegiem. Na drzewach rosły 40 cm szyszki.
Przez kolejne dwa miesiące poznawałem nowe potrawy i ciekawych ludzi, którzy otwierali przede mną swoje domy z basenami. Pewnego dnia nowo poznani Chris i Sandra zabrali mnie do Disneylandu i do Universal Studios. Z innymi ludźmi odwiedziłem też Los Angeles i San Francisco.
Wieczorem jeździliśmy z Laurie samochodem z otwartymi oknami, słuchając amerykańskiego radia. Ja prowadziłem. Powietrze pachniało rozgrzaną ziemią, roślinnością i młodością. Po raz pierwszy zetknąłem się z kuchnią meksykańską i ją pokochałem. Patrzyłem na te wszystkie nowości i nie byłem pewien czy to jawa czy sen. Pewnej nocy spojrzałem w górę, aby znaleźć wyciszenie. Na niebie zobaczyłem Wielki Wóz, ten sam który od małego obserwowałem z okna mojego pokoju w Polsce. Wtedy zrozumiałem, że pomimo różnic nie ma na tej planecie ludzi lepszych i gorszych. Wszyscy są tak samo ważni, bo świecą dla nich te same gwiazdy.
Ojciec mojej dziewczyny był pastorem w nowoczesnym kościele w Redlands, do którego uczęszczało dwa tysiące osób. Pewnej soboty po nabożeństwie pianista o imieniu Chris zszedł ze sceny podszedł do mnie i zadał mi ważne pytanie: „Czy wiesz już jaki był cel twojego przyjazdu do tego kraju?”. Wkrótce poznałem na nie odpowiedź. Przyjechałem, aby moja dusza była uwolniona do życia szerzej, wyżej, głębiej.
Na koniec przeżyłem wielką przygodę. Autobusem przejechałem dystans z Los Angeles do Chicago. Podróż zajęła 54 godziny, podczas których zobaczyłem wszystkie kolory Ameryki. Spodobały mi się. Dlatego rok później do niej wróciłem. Tym razem na znacznie dłużej.
Nowy York
Przez dwa miesiące mieszkałem na Manhattanie, niedaleko Central Park. Pracowałem jako wolontariusz w wegańskiej restauracji, dzięki czemu miałem nocleg i wyżywienie. Tam zaprzyjaźniłem się z Kikuchi Yuko, piękną tancerką z Tokyo. Spędzaliśmy ze sobą wiele czasu. Razem znaleźliśmy się w koronie Statui Wolności. Jedynym miejscem, które lubiłem tak naprawdę był Central Park, który tętnił życiem sportowo-towarzysko-artystycznym. Miasto mnie przytłaczało. Było potężne i groźne. Czułem, że każdego dnia walczę o przetrwanie. Dlatego wyjechałem.
Waszyngton
Zamieszkałem na przedmieściach Waszyngtonu, w miejscowości Takoma Park, która miała status miasta ogrodu. Przez kolejnych osiem miesięcy mieszkałem w domu otoczonym przez azalie w pobliżu uczelni Columbia Union College. Zapoznałem się ze studentami, a ci zapraszali mnie na organizowane przez uczelnię wydarzenia, wycieczki, a nawet na wykłady. Zabierali mnie do swoich domów, przedstawiali swoim rodzinom. Byli biali, czarni, żółci. Wtedy zrozumiałem na czym polega bogactwo różnych kultur. Jeden z moich najlepszych przyjaciół był Hindusem. Pewnego razu podczas obiadu u niego w domu zauważyłem, że jestem jedyną osobą, która je nożem i widelcem. Pozostali jedni rękoma. Miał piękną siostrę, która nosiła sari.
Odwiedzałem Capitol, Smithsonian Institution i Arlington Cemetary. Na ekrany wchodził „Bodyguard” z Kevinem Costnerem, a Bill Clinton objął urząd prezydenta. Z tej okazji przy pomniku Lincolna wziąłem udział w największym przyjęciu jakie widziała Ameryka. Rozpoczęli je Jack Nicholson i Will Smith. Występowali Bob Dylan, Take 6, Diana Ross, Michael Jackson, Michael Bolton, BB + CC Winans, David Sanborn i Kenny G.
Floryda
Po raz drugi uniknąłem zimy. W lutym znalazłem się w miejscowości St Petersburg. W autobusie spotkałem kilku bardzo dobrze wykształconych mężczyzn, którzy uciekli z Kuby Fidela Castro. Jeden z nich aż 10 razy był w Polsce i bardzo się interesował naszym krajem. Po 35 godzinach podróży znalazłem się w miejscowości St Petersburg. Zamieszkałem w małym domku w ogrodzie u kobiety o imieniu Gina. Na drzewach rosły pomarańcze, z których codziennie wyciskałem soki. Dojrzewały papaje. U sąsiada za płotem rosły banany. Na drzewach w donicach wisiały kwiaty. W ziemię była wbita tabliczka z napisem „Eden”.
Syn Giny był pastorem, który jeździł na Harleyu. Udało mu się przyprowadzić do nawrócenia cały gang motocyklowy o nazwie „Black Angels”, który zmienili nawę na „Angels od the Light”. Przyjaźnił się z aktorem Johnem Travoltą.
U Giny mieszkałem przez dwa miesiące, podczas których przestałem się bać życia.
Milwaukee
Zatrzymałem się u faceta o imieniu Michel, który był wulkanem szalonych pomysłów. Przez dwa miesiące pomagałem mu pakować w skrzynie duże motocykle, Harleye i Kawasaki. Wysyłał je do Europy.
To u niego rozsmakowałem się w jeździe na rowerze. Wkrótce kupiłem swój własny, piękny rower wartości polskiego samochodu. Uwielbiałem nim jeździć nad brzegiem jeziora Michigan w słoneczne dni, słuchając jazzu i obserwując ludzi.
Chicago
W Chicago odwiedzałem kościoły. Nie chodziło o budynki, lecz o zjawiska jakie w nich zachodziły. Słuchałem czarnych mówców, chórów gospel, znakomitych zespołów i zdolnych kaznodziejów. Kościoły miały decydujący wpływ na kształtowanie się kultury Stanów Zjednoczonych. To w nich rodziły się postacie takie jak Elvis Presley czy Whitney Houston. Jazzowy zespół Take 6, zdobywca kilku nagród Grami, śpiewa niemal wyłącznie o Bogu.
Do Chicago przyjechałem jeszcze dwa razy. Spędziłem tam łącznie 5 miesięcy. Podczas całego pobytu w USA prowadziłem dziennik. Zgromadziłem 700 stron notatek. Stały się one podstawą do napisania mojej pierwszej książki pt.: „Amerykańskie Zmagania”.
Maciek Strzyżewski