Gdy trzy miesiące temu życie Kościoła przeniosło się online, jego część wciąż toczyła się w realu. Dotyczyło to m.in. działalności Kościoła Ulicznego w Ostrowie Wlk. Jego lider – Konrad Żarczyński opowiedział mi dzisiaj historię, po której jeszcze bardziej kocham ludzi spod znaku KU. Ich pasja, odwaga i poświęcenie zasługują na pochwałę. Im jednak wystarczy, że ich imiona zapisane są w Księdze Życia. To największa nagroda.
Gdy wprowadzono obostrzenia w postaci zakazu zgromadzeń, zamkniętych kościołów i instytucji, zakazu wychodzenia z domu, noszenia maseczek, chłopcy ruszyli do ludzi. Nie zrobili tego z powodu buntu, lecz posłuszeństwa Bogu i miłości do drugiego człowieka. Wiele bezdomnych osób w tamtym czasie głodowało. Część wolontariuszy przygotowywała kanapki, ubrania, buty i ruszyła parami w miasto na poszukiwanie tych, którzy sobie w życiu nie radzą. Znaleźli ich wielu. Rozdawali im rzeczy oraz żywność i modlili się o nich.
Druga grupa wyruszyła do melin, w których toczy się alternatywne życie społeczne. Tam też spotkali ciekawych ludzi. W jednej z nich, do której wchodziło się przez okno, znaleźli 11 osób, mieszkających w strasznych warunkach. Jeden z wolontariuszy zorganizował agregat. Drugi farbę. Razem pomalowali im „dom” na biało. Nagle zrobiło się jasno i czysto. Potem załatwili im kilka łóżek. Następnie zamówili pizzę i przynieśli projektor. Puścili im film Mela Gibsona o odważnym żołnierzu bez broni, który był wierny Bogu. Mieszkańcy pustostanu płakali i nawracali się do Boga. Pod wpływem tego doświadczenia dwie dziewczyny z meliny wyraziły chęć zaśpiewania Bogu na chwałę podczas rocznicy Kościoła Ulicznego w Ostrowie Wlk. Okazało się, że kiedyś ukończyły szkołę muzyczną. Podczas spotkania Kościoła Ulicznego ludzie w centrum miasta podnosili ręce, wielbili Boga i modlili się językami. Bóg przyznał się do swoich wiernych pracowników.