Gościnność do bólu! Jeżeli istnieje coś takiego jak dar gościnności, to moi rodzice go posiadają i to w stopniu najbardziej zaawansowanym. Dziadek Edek i babcia Terenia zawsze są gotowi na przyjęcie gości, a gdy ci już przyjadą, to czują się lepiej niż u siebie w domu.
Wczoraj całą rodziną ich odwiedziliśmy. Na początek, pomimo, że była dopiero godzina 11.00, na stół wjechała zupa pomidorowa z kluskami lanymi, a tuż po niej makowiec i tiramisu z herbatą. Gdy odpoczywaliśmy, to dziadkowie chcieli słuchać opowieści o naszym życiu. Robili to z pełną uwagą, bez cienia znużenia. Potem na stół wjechały naleśniki ze szpinakiem. Pomimo, że byliśmy najedzeni, to wszyscy poprosili o dokładkę, bo były takie dobre.
Gdy się położyliśmy, dziadkowie natychmiast nas przykryli kocem i patrząc na nas cieszyli się, że jest nam dobrze. Po krótkim odpoczynku dziadek zaproponował bułki z żółtym serem i kakao. Dzieciaki oszalały z radości.
Odjeżdżaliśmy szczęśliwi do domu, a oni do ostatniej chwili stali w oknie i nam machali na pożegnanie.
Gdybyśmy zostali u nich dłużej, to po miesiącu ważylibyśmy po 5 kg więcej, może nawet 10. Jednak miłości jakiej od nich regularnie doświadczamy nie zapomnimy nigdy. Rodzice stanowią dla nas niedościgły wzór tego, co to znaczy kochać drugiego człowieka.