Michael był kierownikiem w wegańskiej restauracji na Manhattanie. Podczas jego zmiany praca należała do przyjemności. Rano mówił każdemu pracownikowi co ma robić i do końca dnia się nie wtrącał. Wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. Kiedyś powiedziałem koledze, że jestem pod wrażeniem jego zorganizowania. Odpowiedział, że byłbym pod wrażeniem, gdybym zobaczył jak Michael w wieku 22 lat zarządzał piętnastoosobową ekipą na budowie. Teraz miał 24 lata. Mało mówił. Tylko raz widziałem go jak się uśmiechnął. Stało się to kiedy na jego znak włączyłem światło w kuchni, a on z karabinu strzelił do szczura i go trafił. Wtedy na chwilę podniósł mu się jeden policzek.
Michael był Indianinem. Nie pamiętam z jakiego plemienia. W piątek zamykaliśmy restaurację i na Szabat wracaliśmy do campusu za miastem. Kiedy wszyscy odpoczywali po ciężkim tygodniu pracy, on brał plecak, śpiwór, nóż i wchodził do lasu, w którym przebywał do niedzieli wieczorem. Michael był nawróconym chrześcijaninem i sprawnym mężczyzną, który zdecydowanie nie chodził na smyczy zachodniej cywilizacji.