Wysłuchany krzyk rozpaczy

Małomówny po pięćdziesiątce o muskulaturze sportowca, który dba o zdrowie, odpowiedzialny, uczciwy i troskliwy. Nie był taki kiedy Bóg go odnalazł.

Witek wzrastał na Śląsku. Trudno powiedzieć, że się wychowywał, bo od małego otoczony był rówieśnikami, którzy pili i palili. Jego młode życie też nie wróżyło dobrze. Pierwszy raz został skazany w wieku 16 lat. Nigdy nie zapomni widoku z okna aresztu, kiedy zobaczył szczęśliwą dziewczynę, idącą w słońcu z lodem w ręku. Tak bardzo zazdrościł jej zwykłego, normalnego życia.

Kolejne lata minęły mu na piciu i zabawie. Pracował w Operze Śląskiej jako dekorator sceny. Stan wojenny zastał go na dancingu. Później otrzymał powołanie do odbycia służby wojskowej w Marynarce Wojennej. Do jednostki trafił po paromiesięcznym, ciągłym dolewaniu alkoholu do organizmu.

Po służbie trafił do brygady budowlanej, w której pracowało z nim dwóch recydywistów. Wśród oparów alkoholu snuli razem plany i marzenia o tym, aby nic nie robić, a być milionerami. Koledzy znali się na złodziejskim fachu i mieli wiele pomysłów na szybki zarobek. Chodzili razem na „nocki”, aby odbierać bogatym i dawać biednym. Wypady zakończył odgłos zatrzaskującej się bramy więziennej i zgrzyt klucza w zamku.

Cele były przepełnione do tego stopnia, że podczas, gdy jedni więźniowie spali drudzy musieli siedzieć. Było ich trzynastu w jednym, małym pomieszczeniu. Przeżywali koszmar.  Uciekł wtedy z milicyjnego konwoju przewożącego go do aresztu. Przez dziesięć miesięcy ukrywał się posługując się podrobionymi dokumentami, które pozostały mu z kradzieży w wydziale dowodów osobistych Urzędu Miejskiego.

Potem kolejne aresztowanie. Wyjście. Następny skok. Areszt. I tak w kółko. W końcu pojawił się krzyk rozpaczy wynikający z bezsilności nad swoim życiem: „Boże! Jeśli jesteś objaw mi samego siebie!”. Bóg wysłuchał wołania Witka. Od tego momentu zaczął odczuwać obecność Najwyższego i Jego prowadzenie. Zaczął czuć, że do Niego należy. Jeden z więźniów dał mu książkę o tematyce duchowej, która wywarła na nim wielkie wrażenie.

Po ewangelizacyjnym spotkaniu poprowadzonym przez grupę chrześcijan, Witek rzucił palenie, tam więzieniu, w miejscu, gdzie nałóg jest główną atrakcją w szarej codzienności.

W jednej celi z Witkiem siedział Cygan, który miał Biblię. Nie czytał jej. Witek zapragnął ją mieć. Cyganowi z kolei chciało się palić, a Witek miał papierosy, których już nie potrzebował. Dokonali zamiany. Po latach Witek wspomina, że był to najlepszy interes w jego życiu.  Oddał truciznę za Słowo Życia, które służy mu do dzisiaj.

Rozpoczął studiowanie Biblii. Zainteresowały go doktryny poszczególnych kościołów, które postanowił zgłębić. Pracy miał wiele, gdyż największych wyznań naliczył osiemnaście.

W Wiśnickim Zakładzie Karnym Bóg zabrał mu: papierosy, alkohol, i przekleństwa. Przemienił jego myślenie i wskazał cel w życiu. Najtrudniejsze było wypełnianie słów Jezusa: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują”.

Po trzech latach studiowania Słowa Bożego Witek podjął decyzję o zawarciu przymierza z Bogiem poprzez biblijny chrzest zanurzenia, który symbolizuje śmierć starego człowieka i powstania do nowego życia. Stało się to podczas przepustki na Campie w Zatoniu na Pojezierzu Drawskim. Razem z nim chrzciły się 64 osoby. Atmosfera podczas uroczystości była podniosła. Do domu wracali wynajętym autokarem ze śpiewem na ustach, on do zakładu karnego, pozostali do normalnego życia.

Podczas przepustek Witek opowiadał swojej rodzinie i znajomym o nowym życiu w Jezusie Chrystusie. Pod wpływem jego świadczenia ludzie zaczynali studiować Biblię i podejmować decyzję chrztu m.in. najlepszy przyjaciel, który pomagał mu się ukrywać podczas ucieczki z więzienia.

We wrześniu 1993 roku wyszedł na wolność. Był wolny nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Może wydawać się to dziwne, ale dziękuje Bogu za czas odosobnienia. Zamknięcie przerwało proces staczania się na dno. Gdyby nie więzienie, nie wiadomo czy miałby okazję poznać Zbawiciela.

Rozpoczął pracę w domu opieki w Bielsku Białej. Potem pracował jako przedstawiciel handlowy w wielu firmach. Miał służbowe samochody. Prowadził swoje firmy i spółki. Udało mu się kupić mieszkanie. W Zakopanem poznał swoją żonę. Urodziło się im trzech synów.

Wydarzyło się to późną jesienią 2001 roku. Na zewnątrz było bardzo zimno. Lodówka była pusta. Na stole leżały dwa niezapłacone rachunki za prąd, a w portfelu znajdowało się tylko 10 zł. Gdy wrócił do domu, jego synek trzymał w ręku 100 marek niemieckich. Powiedział, że dał mu je jakiś pan w białej koszuli z krótkim rękawem. Żona widziała tego mężczyznę, a Witek nie, pomimo, że powinien się z nim minąć na klatce schodowej. Rodzina wierzy, że to był anioł. Tego typu zdarzeń było więcej.

W kwietniu 2002 roku wystąpił jako gość w telewizyjnym programie pt: „Rozmowy w Toku”.

Witek ciężko pracuje i nigdy nie nagina swojego sumienia, aby zarobić więcej. Nie przyjął dobrze płatnej pracy w firmie, w której oferowano mu 5.500 złotych, tylko dlatego, że godziny pracy nachodziły na godziny trwania biblijnego szabatu, który on zachowuje od zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę. Przesada? On to nazywa wiernością Bożym zasadom.

Od wielu lat Witek z rodziną mieszka w Anglii, gdzie dobrze sobie radzą. Są zgraną rodziną, w której jest wzajemny szacunek. Od pewnego czasu wychodzą całą rodziną na ulicę, gdzie dają o osoby bezdomne. Są szczęśliwi, bo najpierw Bóg ułożył im życie, a teraz mogą pomagać innym.

Maciek Strzyżewski

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s