Pierwotne chrześcijaństwo było prostsze, głębsze i bardziej praktyczne. Nie było obwarowane instytucjonalizmem, strukturami i obrzędowością. Grupa chrześcijan zapragnęła być częścią takiego kościoła. W ten sposób powstał Kościół Uliczny.
Niekościelna chrześcijanka
Agata nigdy nie była osobą religijną. Nie lubiła chodzić do kościoła. Nie lubiła obrzędów, ceremonii, ani świąt. Odrzucała ją sentymentalna otoczka religino-ludowo-patriotyczna, która wypełnia większość polskich świątyń, a jednak wierzy w Boga i jest Mu wierna jak mało kto. Przytrafia się jej obudzić w nocy i płakać ze wzruszenia, że On jest taki dobry. Po prostu ona i On, bez żadnych pośredników czy emocjonalnych wspomagaczy. Mówi, że jest z Nim w bliskim związku.
Prosty Kościół
Otwierając Ewangelię na już pierwszy rzut oka rzuca się fakt, że pierwotne chrześcijaństwo było jakieś inne od obecnego. Prostsze, głębsze i bardziej praktyczne. Nie obwarowane instytucjonalizmem, strukturami i władzą. Jezus nauczał ludzi i uzdrawiał ich, a oni lgnęli do Niego jak pszczoły do miodu. Otrzymywali od niego naukę, pokarm, zdrowie, pocieszenie, zachętę i nadzieję. Na tym polegał Kościół, który założył. Potem coś się zmieniło. Kościół zaczął się kojarzyć przede wszystkim z potężnymi budynkami, odświętnymi szatami i polityką.
Od pewnego czasu z Agatą mieliśmy pragnienie, aby znajdować się w Kościele jaki założył Jezus. Być tam, gdzie są ludzie i pomagać im tak, jak pomagał On. Zainspirowani działaniami Artura Pawłowskiego z Calgary w Kanadzie i Pawła Bukały w Warszawie stworzyliśmy Kościół Uliczny w Gdańsku. Udało się!
W każdy wtorek o 17.00 spotykamy się na Targu Węglowym na Gdańskiej Starówce. Stawiamy mikrofon, rozstawiamy stoły z jedzeniem i Bibliami. Wkrótce pojawia się wielu ludzi. Opowiadamy im historie, słuchamy ich historii. Przytulamy ich. Modlimy się za nimi. Ocieramy im łzy. Dajemy im kurtki, skarpety i szaliki. Czasami znajdujemy pracę i dach nad głową, bo wielu tych, którzy przychodzą to osoby bezdomne.
Zagubione dzieci Boga
Pan Andrzej po modlitwie, w której oddał życie Bogu, powiedział: „Dajcie mi czyste ubrania, bo te, które mam na sobie śmierdzą i nie mogę tego znieść”.
Pan Jurek oddał życie Bogu. Znaleźliśmy mu pracę. Wynajął sobie pokój. Od kilku tygodni nie jest bezdomnym.
Pan Piotr na ostatnim spotkaniu przywitał nas słowami: „Dzięki wam przestałem pić, mam pracę i dach nad głową. Dziękuję Wam!”.
Pan Waldek ledwo co przyszedł o kulach. Po modlitwie pewnym krokiem odszedł w kierunku przejścia podziemnego, trzymając kule w prawej ręce. Został uzdrowiony.
Ludzie dobrej woli
Używam zaimka NAS, bo jest nas więcej. Zaczynaliśmy w 15 osób. Na ostatnie spotkanie przyszło aż 40 wolontariuszy. Są to osoby z różnych kościołów i grup, zarówno protestanckich jak i katolickich. Przychodzą, bo czują, że przynależność do zwykłego kościoła to stanowczo za mało. Ktoś jednak powiedział, że Kościół Uliczny ma jeden negatywny skutek uboczny – tradycyjny kościół staje się nudny.
Działamy od września 2014. W tym czasie rozdaliśmy ponad 2,5 tysiąca posiłków. Nasze spotkania odwiedziło blisko 4 tysiące ludzi. Kilka osób, przechodzących obok było pod takim wrażeniem, że otworzyły portmonetki i dały na cel naszej misji wszystkie pieniądze jakie posiadały. Jeszcze nigdy nie prosiliśmy nikogo o pieniądze, a napływa ich wystarczająco dużo, aby zaspokoić wszystkie bieżące potrzeby. Zgłosiła się do nas pięciogwiazdkowa restauracja, która zaoferowała, że może urządzić wigilię dla 100 naszych bezdomnych. Wigilia odbyła się. Wszyscy dodatkowo otrzymali prezenty.
Nie zawsze jest łatwo i przyjemnie. Osoby bezdomne nieładnie pachną, przeklinają, kłócą się, wyrywają sobie z rąk kanapki i ubrania. Z Biblii wyrywają kartki i robią sobie skręty. Czasami przecieka dach naszego Kościoła i jest zimno. Ogólnie jednak jest dobrze. W większości przypadków przychodzą normalni mieszkańcy Gdańska, studenci, artyści, młodzież. Co tydzień mamy ciekawych mówców. Często są to osoby, które przypadkowo przechodzą obok, zatrzymują się i coś opowiadają. Niedawno zrobiła to żona bardzo znanego polskiego muzyka, która wykazała niezwykły talent kaznodziejski. Ostatnio zatrzymało się dwóch muzułman. Jeden był z Iranu, a drugi z Arabii Saudyjskiej. Rozmawialiśmy z nimi i modliliśmy się. Byli pod wrażeniem Boga chrześcijan. Powiedzieli, że ich Bóg nie jest taki życzliwy i łaskawy.
Nie mówimy wolontariuszom co mają robić. Mają oczy, uczy, serce. To im wystarcza, aby wiedzieć co robić. Kościół Uliczny to ruch serc. Wszyscy bardzo się lubią i są ze sobą zżyci. Kiedy jest ciemno, zimno i pada deszcz, kiedy jest -5C i pada śnieg, jesteśmy razem. To łączy. Czasami nie jest lekko, ale nikt nie zamieniłby tego miejsca na inne. Coś fajnego unosi się w powietrzu. Ludzie są mili i otwarci. Taki jest Kościół Uliczny.
Maciej Strzyżewski